Michał Rogalski dla FHE Historia miłości niemożliwej

Spotykają się w 1943 roku. Polski chłopak z małej wsi, niemiecki żandarm, polska dziewczyna i Żydówka. - "Letnie przesilenie" to historia ich spotkania i ich miłości. Moi bohaterowie muszą przejść trudną drogę poznania w nieludzkich warunkach - tak o swoim najnowszym filmie opowiada reżyser, Michał Rogalski.

- Ten film nie jest dla mnie historią o Polakach, Żydach i Niemcach. To opowieść o ludziach, którzy mieli nieszczęście spotkać się w takich okolicznościach. W innych czasach ta historia potoczyła by się inaczej - mówi reżyser. Dlaczego jego film opowiada właśnie o wojnie? - Bo II wojna światowa była jak opowieści biblijne, była też czasem bardzo skondensowanych emocji. Ci ludzie musieli żyć szybko i intensywnie - wyjaśnia Michał Rogalski w rozmowie z Adamem Gusowskim.

Adam Gusowski: Czym dla Pana jest film pt: „Letnie przesilenie”?

Michał Rogalski: Lubię o nim myśleć jako o historii miłości niemożliwej i spotkania niemożliwego między czterema osobami: polskim chłopakiem z niewielkiej wsi gdzieś na południowym wschodzie Polski i niemieckim młodym żandarmie, który trafił do wojska trochę przedwcześnie za słuchanie amerykańskiego swinga, a także polskiej dziewczyny i Żydówki, która uciekła z transportu. Akcja dzieje się w 1943 roku. Ale przede wszystkim to jest historia o ludziach, którzy mieli to nieszczęście spotkać się i kochać w takich dramatycznych okolicznościach.

Nie boi się Pan zarzutu, że to znów film o II wojnie światowej?

Nie jest film głównie o wojnie, to jest film o tym, jak bardzo intensywnie w tych trudnych warunkach musieli żyć wtedy młodzi ludzie, do jakich strasznych, ale i do jakich heroicznych czynów byli zdolni. Ja zacząłem o tym filmie myśleć inaczej, kiedy zobaczyłem fotografię moich dziadków: widziałem np. cztery pary, które biegły śmiejąc się i trzymając się za ręce po płytkiej wodzie. Odwracam to zdjęcie, a tam podpis: maj 1943. Oni się bawią, robią mostki, stają sobie na ramionach, udają cyrkowców. Ale na każdym ujęciu podpis: maj 1943. To było dla mnie dość zaskakujące, bo przecież nasza świadomość podpowiada nam, że wojna to była śmierć, holokaust, przesiedlenia, łapanki. Otóż, okazuje się, że nie do końca. Wojnę więc wyborażam sobie trochę jak taką godżillę, która chodzi po mieście i wszystko tymi łapami niszczy. Ale gdzieś pomiędzy jej zniszczeniami toczy się jeszcze życie, ludzie kochają się, zakochują się w sobie, mają jakieś plany. Takie rzeczy też się działy.

Zostańmy więc przy polskich filmach, których akcja osadzona jest w II wojnie światowej. Ostatnio ukazała się wręcz cała seria takich filmów. Często były one przedmiotem gorących dyskusji. Czy miało to wpływ na końcowy efekt „Letnie przesilenia”?

Nie. Oczywiście, ten film wpisuje się jakoś w rozmawianie o przeszłości, które w okresie komunistycznym było w Polsce utrudnione, bo istniała tylko jedna oficjalna linia interpretacji historii. Dopiero po 1989 rozgorzała dyskusja o przeszłości. I bardzo dobrze. Ja jeszcze z podstawówki i liceum pamiętam opowieści, że Polacy to tylko i wyłącznie ofiary itd. Ale to nie do końca jest tak. I nie chcę teraz polskiego społeczeństwa poniżyć. Po prostu społeczeństwo składa się z różnych osób, z kanalii i z bohaterów. Bohaterowie zajmowali się czynami bohaterskimi, kanalie zajmowały się czynami strasznymi i karygodnymi. Każde społeczeństwo, również polskie posiada takie dwie części. A dyskusja toczy się o tym, jak polskie społeczeństwo poradziło sobie z własną historią i wyzwaniami, które przed nim historia postawiła. To część naszej tożsamości, jako narodu i społeczeństwa.

To chyba pierwszy film w historii Polski, w którym utożsamiamy się z niemieckim bohaterem?

Nie wiem, czy się utożsamiamy… Jak powiedziałem wcześniej, nie chciałem, aby to był film o Polakach, Niemcach, Żydach czy Rosjanach. Chciałem odrzeć ich z ich narodowości, ponieważ trudno jest komukolwiek przypisać jakiekolwiek cechy z powodu jego przynależności do jakiegoś narodu. Tego bardzo chciałem uniknąć. Może faktycznie przez chwilę sympatyzujemy trochę z tym facetem w niemieckim mundurze, ale przecież koniec jest dosyć fatalny dla niego.

Ale końca nie zdradzajmy. Pan w Kanadzie, gdzie film świętował światową premierę, dostał nagrodę za najlepszy scenariusz, polska premiera odbyła się w Gdyni, gdzie nagrodę za zdjęcia dostał Jerzy Zieliński. A teraz film ukazuje się i w Polsce i w Niemczech w kinach. W końcu to polsko-niemiecka koprodukcja. Były jakieś różnice w odbiorze scenariusza u polskich i niemieckich producentów?

Nie, nie było, choć trochę się tego baliśmy, bo kręciliśmy tuż po emisji słynnego już serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. W pewnym momencie przyłapaliśmy się na tym, że dyskutujemy o tym, w jaki sposób nasz film może być reakcją na ten serial. Na szczęście ta dyskusja nie zmieniła naszych pierwotnych planów. To nie jest więc film edukacyjny i nie jest odpowiedzią na ten serial ZDFu. Na szczęście podczas naszych zdjęć wszyscy doskonale wiedzieli, co robili Niemcy podczas wojny w Polsce i kim są nasi bohaterowie.


Letnie przesilenie
Bild 1 vergrößern +

Film „Letnie przesilenie” wchodzi do niemieckich kin pod tytułem „Unser letzter Sommer”.


Stand: 22.10.2015, 13.27 Uhr